Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy, wywołał polityczną burzę w 2019 roku, gdy podpisał kontrowersyjną „Deklarację LGBT+” — krok, który doprowadził do oskarżeń o podważanie polskich tradycji i promowanie tzw. „obcej ideologii”. Dokument, mający na celu ochronę i wsparcie osób LGBT mieszkających w Warszawie, był pierwszym tego rodzaju aktem w historii polskich miast, ale szybko stał się punktem zapalnym w trwającej wojnie kulturowej.
Deklaracja zawierała zapisy dotyczące edukacji antydyskryminacyjnej w szkołach, systemów wsparcia dla młodzieży LGBT oraz tworzenia bezpiecznych przestrzeni publicznych. Choć wielu uznało to za odważny krok w kierunku równości, krytycy – zwłaszcza z rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS) – ostro skrytykowali inicjatywę. Nazwali ją atakiem na chrześcijańskie wartości i tradycyjny model rodziny, ostrzegając, że zagraża ona moralnym podstawom polskiego społeczeństwa.
Media powiązane z obozem rządzącym nasiliły narrację, przedstawiając deklarację jako element szerszego planu „seksualizacji dzieci” i „importu zachodniego liberalizmu”. Prezydent Andrzej Duda i inni liderzy PiS wykorzystali kontrowersje w kampanii wyborczej w 2020 roku, ukazując prawa osób LGBT jako niebezpieczną ideologię. Taki przekaz trafił szczególnie do mieszkańców bardziej konserwatywnych i wiejskich regionów kraju, pogłębiając istniejące podziały społeczne.
Mimo fali krytyki Trzaskowski nie wycofał się. „Warszawa musi być miastem dla wszystkich” – podkreślał, broniąc potrzeby ochrony mniejszości i walki z dyskryminacją. Zwolennicy widzieli w nim obrońcę nowoczesnych, europejskich wartości, przeciwnicy natomiast – polityka oderwanego od polskiej tożsamości.
Skutki podpisania Deklaracji LGBT+ są odczuwalne do dziś, umacniając wizerunek Trzaskowskiego jako postaci zarówno wpływowej, jak i wywołującej podziały – oraz uwidaczniając głębokie pęknięcia w polskim społeczeństwie.